piątek, 28 grudnia 2012

#5 Kaloryferek

Mój kaloryfer do suszenia, schowany za telewizorem
Udało mi się rozpocząć kolorowanie tych prac, które pokazywałam wam wczoraj. Tym razem postanowiłam troszkę słabiej je ozdobić i nie dodawać zbyt dużo detali.

Zafarbowałam też kolejną porcję masy, tym razem na zielono i lawendowo - zdecydowanie polubiłam ten sposób kolorowania, jest to bardzo duża oszczędność na farbie, gdyż tą samą porcję, którą zużywałam do pomalowania jednego aniołka, obecnie zużywam na całą kulę masy solnej - co oznacza jakieś 5 aniołków. Bardzo się więc taki zabieg opłaca.

Poniżej wstawiam kolejne zrobione dziś zdjęcia - większość prac zapewne poznacie, gdyż pojawiły się poniżej, ale są częściowo już gotowe :-)










czwartek, 27 grudnia 2012

#4 Kolorowa masa

Lewa strona biurka - farby na haczykach i w rządkach
Dzisiaj postanowiłam mocno poeksperymentować z kolorami masy solnej. Muszę przyznać, że wykształcenie lekarskie bardzo pomaga mi w tworzeniu kolejnych dzieł - to też jest praca bardzo precyzyjna, wymagająca skupienia, dokładności i na swój sposób także "artystyczna", albowiem wymaga użycia gamy przyborów. Nigdy nie przypuszczałam, że właśnie moje wykształcenie, tak dalekie od bliskiej mi sztuki, mimo wszystko okaże się tak jej bliskie. Teraz już nie żałuję tych lat spędzonych z medycyną, one ułatwiają mi bardzo ten start, ręce przyzwyczajone do pracy skalpela doskonale odnalazły się pracując z nożem, pędzlami, wykałaczkami i innymi przyborami. Aż sama jestem zaskoczona, że takie proste to się wydaje...

Ponadto odkryłam jeszcze jedną, niesamowicie przydatną rzecz - większość ludzi wykazuje jednak dominację jednej ręki, a ja potrafię z taką samą skutecznością operować obiema. Co prawda urodziłam się jako osoba leworęczna, ale lata praktyki pracy prawą ręką (takie to były czasy kiedyś) sprawiły, że praca prawą ręką nie przynosi mi najmniejszych problemów.Przy wykańczaniu bardzo mi się ta zdolność przydaje, bo mogę to robić dowolną ręką, zależnie od tego, gdzie muszę pociągnąć pędzlem.

Poniżej wklejam zdjęcia z dzisiejszej sesji. Zgodnie z sugestią córki, postanowiłam spróbować zrobić zdjęcia w ciągu dnia. Tła natomiast to mój własny pomysł. Mam nadzieję, że się wam spodobają :-)






środa, 26 grudnia 2012

#3 Wigilijne tworzenie

Bałwanek w szaliczku i ciepłej czapeczce
Jak to mówią - Święta, Święta i po Świętach, a te upłynęły mi w spokojnej, rodzinnej atmosferze, przy stole pełnym smakołyków, cichym dźwięku kolęd wydobywających się z głośników komputera oraz delikatnie tlących się świeczkach. Zabrakło co prawda śniegu i chłodu, ale kompletnie mi to nie przeszkadzało w tworzeniu. Pomimo ogromu pracy, związanej z Wigilijną wieczerzą, kupnem prezentów i ogólną organizacją czasu całej rodziny podczas Świąt, udało mi się znaleźć chwilkę, którą mogłam poświęcić tylko dla siebie. Zatopiłam się w moim nowo stworzonym kąciku do pracy, który powstał we wnęce, gdzie uprzednio stało łóżko. Musiałam co prawda pozbawić je ramy, bo wszystko się nie zmieściło i teraz na podłodze leży goły materac, ale za to teraz mój pies jest zachwycony bliskością mojej osoby, do której wcześniej mógł dostać się tylko poprzez wskok na łóżko i wędrówkę po kołdrze... Teraz przynajmniej nie musi pytać o pozwolenie, czy może mi "wejść do łóżka".


Półki pełne moich materiałów oraz serce mojego kącika - biurko



Jeśli ktoś myśli, że stworzenie stanowiska pracy to niesamowity wydatek, który dodatkowo zajmuje i tak ograniczoną powierzchnię niedużego mieszkania, to grubo się myli. Mnie udało się wynaleźć dodatkowe miejsce w mojej wnęce na łóżko, które ukryłam za trzema niewysokimi półkami na książki w salonie. Moja córka ma osobny pokoik, a dla mnie zabrakło, więc schowałyśmy moje łóżko we wnęce w salonie, gdzie nikomu nie przeszkadza i jeszcze od wzroku gości kryją ją bukowe półki. Po przesunięciu jednej z nich znalazło się miejsce na niewielkie biurko. Blat kupiłam w promocji w Leroy Merlin (zapłaciłam niecałe 30 złotych), a nóżki znalazłam przecenione w Ikei (kolor różowy). Zaś obrócone półki na książki obłożyłam swoimi materiałami, farbami, wstążkami, foremkami, pędzlami, guziczkami...


Ponadto, przez ostatnich kilka dni napracowałam się dużo i eksperymentowałam z proporcjami składników masy solnej, żeby choć trochę zbliżyć się do ideału. Spróbowałam też połączyć składniki masy z odrobiną farby, żeby nabrała innego koloru, niż klasyczny biały. Powoli też uczę się malowania. Co prawda oczy i usta nadal są moją piętą achillesową, ale myślę, że robię postępy. Zrobiłam sobie kilka główek, którym namalowałam oczy i usta na różne sposoby, próbując wybrać najlepszy. Ale jako, że nadal wychodzą mi dość koślawo, ciągle staram się znaleźć "swój" wzór, który będzie wychodził mi najlepiej.
Póki co, uraczę was kilkoma zdjęciami dotychczasowych prac - tych już skończonych i tych będących nadal w trakcie zdobienia:

Przegląd moich pierwszych prac, zrobionych jeszcze przed Świętami
Największe zdjęcie przedstawia aniołka, z którego jestem dość dumna. Co prawda zdaję sobie sprawę, że nie jest to jakaś rewelacja, ale w zestawieniu z aniołkiem na mniejszym zdjęciu wypada zdecydowanie lepiej. A ten mały aniołek to była moja pierwsza jakakolwiek praca. Ostatnie zdjęcie przedstawia łosia z nóżkami zawieszonymi na sznurku. Troszeczkę musiałam się namęczyć, żeby wisiały na stałe, bo ciągle mi odpadały, klej był za słaby. Na szczęście potem wpadłam na dość istotną informację, jakiego kleju najlepiej używać - i to załatwiło sprawę.

niedziela, 16 grudnia 2012

#2 Pierwsze kroki

Moje stanowisko pracy na kuchennym stole
Na przekór srogiej zimie oraz nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia i Sylwestra, postanowiłam zacząć swoją przygodę od stworzenia ozdób na Święta... Wielkanocne. Doszłam do wniosku, że zanim dojdę do jakiejkolwiek wprawy w operowaniu masą solną, jej wyrobie i zdobieniu, akurat nadejdzie Wielkanoc i będę mogła w miarę znośne prace ułożyć na Wielkanocnym stole bez dziwnych uśmieszków politowania ze strony rodziny. 

Od razu muszę przyznać, że podobnie jak większość początkujących, ja również inspiruję się gotowymi pracami i staram się skopiować oryginał. Dzisiaj postanowiłam wykonać zajączki wielkanocne w kieszonce (2 sztuki) oraz wesołego kurczaczka. Co prawda masa solna nieco się odgięła i kurczaczek nie jest taki płaski, jak być powinien, więc buja się jak kołyska (jak to określiła moja córka), ale ważne, że spróbowałam. W końcu uda mi się wykonać twór, który po wyschnięciu nie będzie wygięty. Po prostu muszę się nauczyć :)

Jak tylko uda mi się już całość ozdobić, wysuszyć i wykonać ostatnie pociągnięcia, zaprezentuje efekt końcowy w zestawieniu z inspiracją. Oczywiście wiadomo, że nie będzie to rewelacja - ale jak wiadomo, nie od razu Rzym zbudowano. Nie mniej jednak, kiedy już uda mi się oswoić z tworzeniem, będzie to fajna pamiątka dla mnie, jak to też musiałam się na początku męczyć i ile nerwów mnie kosztowały te moje mało satysfakcjonujące "wypociny".

sobota, 15 grudnia 2012

#1 Zaczynamy!

Oto mój pierwszy post na tym blogu. Właśnie zaczęłam własną przygodę z masą solną i decoupage'm, sztuką ozdabiania przedmiotów, która ostatnio staje się coraz bardziej i bardziej popularna. Dlaczego wybrałam właśnie masę solną? Gdyż jest łatwo dostępna, daje masę możliwości do wykorzystania przeróżnych pomysłów i przede wszystkim: nigdy wcześniej nie próbowałam z niej korzystać.
Tak więc, do dzieła!

Zawsze chciałam być artystką, tylko nie miałam okazji. Skończyłam studia medyczne, potem wraz z mężem zajęłam się prowadzeniem własnej firmy oraz wychowywaniem naszej córeczki, Agnieszki. Choć o zawsze pasjonowała mnie architektura, nie było mi dane pójść na te studia, a to za sprawą mojej słabości, jaką jest matematyka. Jednakże całkiem niedawno, za sprawą własnego dziecka, mogłam wreszcie pójść ścieżką, którą już dawno sobie wymarzyłam - postanowiłam spróbować swoich sił w tworzeniu. Najpierw próbowałam jeszcze spełniać się na kursach florystycznych, ale choć układanie kwiatów było bardzo zajmujące, bardzo przeszkadzał mi fakt, że moje prace nie są długotrwałe. Zdecydowałam się więc na poświęcenie czemuś, czego efekty mogę podziwiać przez bardzo długi czas - decoupage. Jestem dopiero na początku tej ścieżki, więc moje prace są bardzo mizerne, ale najważniejsze to się nie poddawać, a ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć... Jak powtarza mi w kółko moje dziecko.